Szerokie
schody prowadzące na piętra pensjonatu obite były miękką, ciemnoczerwoną
wykładziną. Kiedy wchodziliśmy do środka, przezornie założyłam niewygodne
szpilki, by wyglądać chociaż trochę przyzwoicie i dziękowałam w duchu na to, że
zza lady starszy mężczyzna nie był w stanie dojrzeć moich podartych pończoch. Niestety
idący za mną Walt na pewno je dostrzegł, zwłaszcza kiedy zatrzymałam się w
połowie i zaczęłam zdejmować buty. Nie wiem, dlaczego aż tak bardzo
przeszkadzało mi to, że właśnie oglądał moje stopy w nienajlepszym stanie.
Odwróciłam się i rzuciłam mu przepraszające spojrzenie, jednak kiedy tylko
dotknęłam miękkiej wykładziny, wygląd moich nóg nie miał najmniejszego
znaczenia.
Walt
roześmiał się, najwyraźniej widząc mój błogi wyraz twarzy.
Na
piętrze także znajdowała się ciemnoczerwona wykładzina na podłodze, jednak
ściany wyłożone były białą, ozdobną tapetą. Gdzieniegdzie wisiały kinkiety z
niewielkimi żarówkami w podobnym stylu jak żyrandol w holu. Wnętrze wyglądało
całkiem elegancko, więc spodziewałam się, że pokoje będą na tym samym poziomie.
Jedynym niepasującym elementem był buczący automat z przekąskami postawiony
przy niewielkiej komodzie z ciemnego drewna i wiszącym nad niej lustrem. Kiedy
je mijaliśmy, przejrzałam się ukradkiem, stwierdzając, że mój makijaż i fryzura
pozostały w idealnym stanie.
Jo, uspokój się! Upomniałam samą siebie
w myślach.
Naprawdę
starałam się trzymać swoje wyobrażenia na wodzy, ale nic nie mogłam poradzić na
to, że idąc właśnie do pokoju z notabene przystojnym mężczyzną, wyobrażałam
sobie najróżniejsze scenariusze. Wszystkie jednak miały wspólny koniec – w wymiętej
hotelowej pościeli… I właśnie tego
obawiałam się najbardziej. Że tak to się może skończyć.
Rany, skup się!
Byłam
po prostu beznadziejna. Lekkomyślnie wsiadam z nieznajomym do samochodu, boję
się, że jest seryjnym mordercą, a potem marzę o gorącym romansie, gdy jeszcze
dwie godziny wcześniej miałam ochotę ryczeć z rozpaczy. Z drugiej strony
zakładam też, że oczywiście jestem w jego typie.
Próżna,
naiwna Jo.
Walt
spojrzał na mnie uważnie i przez chwilę zastanawiałam się, czy nie powiedziałam
którejś z moich myśli na głos. Hellen kiedyś mówiła, że zdarza mi się rozmawiać
na głos z samą sobą, kiedy wydaje mi się, że nikt nie słyszy, ale czy większość
ludzi tak nie ma?
—
Muszę przyznać, że to chyba najdziwniejsza noc w moim życiu — powiedział Walt,
przypatrując mi się, kiedy dotarliśmy przed
drzwi pokoju.
— Chcesz
powiedzieć, że nie zdarza ci się proponować nieznajomym kobietom wspólnych
podróży, które kończą się w hotelowym pokoju? — zapytałam, uśmiechając się i zaczepnie
dotknęłam jego ramienia. Od razu pożałowałam tego pytania i tego, co zrobiłam.
Mina
Walta zmieniła się diametralnie. Jego wyraz twarzy stał się poważny, brwi
opadły tak, że pomiędzy nimi powstały dwie wyraźne pionowe bruzdy, płatki nosa
zadrżały.
Nie
zastanowiłam się nawet przez chwilę, odkąd go spotkałam, czy nie jest żonaty
lub z kimś związany (chociaż nie zauważyłam obrączki na palcu), więc założyłam,
że mogę z nim bezkarnie flirtować, w końcu co mi szkodzi, prawda? Ech...
—
Przepraszam, nie pomyślałam, że… — zaczęłam, jednak Walt mi przerwał.
— Nie,
nic się nie stało — mruknął, otwierając drzwi do pokoju i gestem pokazał, że
mam wejść pierwsza. — To nie twoja wina. Miałem ciężką noc — dodał, gdy byliśmy
już w środku.
Nacisnęłam
włącznik światła i w pokoju nastała jasność. Wbrew moim oczekiwaniom, dwa łóżka
okazały się wielkim dwuosobowym łóżkiem z kolumienkami w ciemnym drewnie
(zapewne tym samym ciemnym drewnie, z którego była komoda na korytarzu i reszta
mebli w pokoju) na środku pokoju i małą, wąską leżanką z kilkoma poduchami z
jasnego, śliskiego materiału, stojącą pod ścianą.
— No
tak, większość sytuacji będzie bardziej skomplikowanych od impulsywnych
ucieczek z weselnych przyjęć i prób powrotu do domu na własną rękę w środku
nocy — rzuciłam niewinnie. Walt jednak uśmiechnął się gorzko.
Cholera,
naprawdę mogłabym się czasem ugryźć w język!
— To
było bardzo nierozsądne z twojej strony. Mogłaś po prostu przenocować w
wynajętym pokoju — powiedział tak nagle, że przez chwilę nie wiedziałam, co
odpowiedzieć.
— Hej,
to wcale nie było takie proste. Musiałam się stamtąd wydostać — odparłam,
próbując się bronić. Dlaczego w zasadzie czułam taką potrzebę? Przecież
doskonale zdawałam sobie sprawę w tamtym momencie, że moje działanie tej nocy
nie należało do rozsądnych.
Spojrzał
na mnie przelotnie, po czym rzucił na łóżko niewielką torbę podróżną. Nawet nie
zauważyłam, że miał ją ze sobą.
—
Oczywiście. — Pokiwał głową. — Gdybyś tego nie zrobiła, nie spotkalibyśmy się.
Nie
miałam pojęcia, dokąd zmierza ta rozmowa. Wydawało mi się przed chwilą, że będę
musiała bronić swoich impulsywnych decyzji, żeby nie wyjść na rozemocjonowaną
kretynkę. Usiadłam na skraju łóżka i przez chwilę panowała między nami cisza,
kiedy Walt wyciągał swoje rzeczy z torby, a ja przyglądałam się mu. Idealnie
złożona granatowa koszulka wylądowała na śnieżnobiałej pościeli. Obok niej w
niewielkiej odległości czarna męska kosmetyczka. Ze sposobu, w jaki wyciągał te
rzeczy i jak one wyglądały, wnioskowałam, że musi być pedantyczną osobą.
Koszulka nie wyglądała, jakby przeleżała w torbie, tylko jakby została właśnie
świeżo uprasowana. Zafascynowało mnie to. Sama nigdy nie należałam do
uporządkowanych. Moje rzeczy zazwyczaj ułożone były w chaosie, szafy z
ubraniami musiałam porządkować średnio raz na dwa tygodnie, a gdy gdziekolwiek wyjeżdżałam,
pakując się, wiedziałam, że tak czy siak będę musiała wszystko znów uprasować,
bo i tak się pogniecie.
Kątem
oka spojrzałam na moje szpilki rzucone na środku podłogi. Tutaj też była ta
sama mięciutka wykładzina, co na schodach i na korytarzu. Nie miałam pojęcia,
co to za tworzywo, ale działało niesamowicie kojąco na moje obolałe stopy.
— Może
chcesz skorzystać z łazienki, odświeżyć się? — zapytał Walt i chyba mimowolnie
spojrzał na moje nogi. Poczułam się lekko zakłopotana, więc skinęłam tylko
głową i szybkim krokiem obeszłam łóżko, minęłam Walta i zaszyłam się w
łazience.
Oparłam
się o drzwi i westchnęłam głęboko. W środku panował lekki półmrok; włączone
były tylko dwie niewielkie lampki nad lustrem. Nacisnęłam włącznik światła i podeszłam
do umywalki. Spojrzałam na swoje odbicie. Lustro było sporych rozmiarów,
domyślałam się, że dzięki temu miało dawać złudne wrażenie, że wnętrze jest większe.
Mogłam dokładnie ujrzeć swoją sylwetkę i obejrzeć obtarte stopy z każdej
strony. Natychmiast podciągnęłam sukienkę i dwoma ruchami ściągnęłam podarte
pończochy, po czym rzuciłam je w stronę kosza znajdującego się w przeciwległym
kącie przy przesuwanych drzwiach prysznica.
Odkręciłam
wodę i namoczyłam niewielki kawałek ręcznika wiszącego obok umywalki. Niewiele
to pomogło, ale miałam chociaż nadzieję przetrzeć zakrwawione pięty. Syknęłam,
kiedy poczułam pieczenie. Krew na szczęście nie leciała, jednak pęknięty
pęcherz wyglądał paskudnie. Wtedy przypomniało mi się, że chyba w automacie na
korytarzu widziałam plastry, a przynajmniej miałam nadzieję, że to niebieskie
pudełko w rogu, które zarejestrowała moja podświadomość, było plastrami.
Poprawiłam lekko wystający kosmyk włosów, wygładziłam sukienkę i właśnie miałam
wyjść z łazienki, kiedy usłyszałam podniesiony głos. Walt musiał rozmawiać z
kimś przez telefon.
Odczekałam
chwilę i szybko nacisnęłam klamkę, chcąc niepostrzeżenie przemknąć obok niego i
udać się na korytarz. Jednak gdy tylko wyszłam z łazienki, Walt warknął do
słuchawki, że musi kończyć i rozłączył się. Z kimkolwiek i o czymkolwiek
rozmawiał, musiało to być coś bardzo nieprzyjemnego.
—
Wszystko w porządku? — zapytałam, znów od razu żałując, że zapytałam. Ponownie
poczułam się dziwnie niezręcznie, bo przebywanie z Waltem w zamkniętym pokoju
nie było jednak aż tak ekscytujące jak w moich wyobrażeniach.
Pokręcił
głową.
—
Wiesz, jeśli chcesz porozmawiać… — zaczęłam, w zasadzie nie wiedząc, co chcę
powiedzieć. Myślałam tylko o tym, że wolałabym, żeby nie był zdenerwowany. —
Podobno opowiadanie o swoich problemach obcym osobom jest łatwiejsze. Jak już
sam wiesz, ja nie mam z tym żadnych problemów.
Zaśmiał
się pod nosem, kiedy to powiedziałam. Przejechał ręką po twarzy i opadł na
łóżko. Widziałam tylko, że wpatruje się w sufit, ale intuicja mi podpowiadała,
że jeśli jeszcze trochę go przycisnę, coś z siebie wyrzuci. W gruncie rzeczy
ciekawiło mnie, co się wydarzyło, że musiał wracać w nocy do Londynu, nie
wiadomo skąd…
—
Możesz zacząć od tego, co robiłeś w środku nocy na ławce na stacji w Bridge
Lane — zachęciłam go, po czym usiadłam na łóżku obok niego. Spojrzałam mu w
oczy. Było w nich coś smutnego i tajemniczego, co wręcz prosiło się o odkrycie,
a jednocześnie miałam wrażenie, że to zbyt niebezpieczne.
Rany, Jo, nie dramatyzuj – ogarnęłam się
w myślach.
Oczekiwałam
wtedy chyba jakiejś porywającej historii, wyobrażałam sobie, że otworzy się
przede mną i… Nie wiem, naprawdę, moja wyobraźnia zdecydowanie galopowała w
rejony, w które nie powinna galopować.
— Opowiedz
mi coś o sobie.
Zaskoczył
mnie tą prośbą. Wciąż leżał na łóżku, nogi miał opuszczone na podłogę, ręce
podłożył pod głowę i wpatrywał się we mnie wyczekująco. Wydawało mi się, że w
tym zdaniu było coś więcej. Dlaczego chciałby wiedzieć o mnie coś więcej niż
to, co mu do tej pory powiedziałam?
—
Dlaczego? — zapytałam. Ciągle patrzyliśmy sobie w oczy, więc dla rozluźnienia
lekkiego napięcia zaczęłam skubać fałdy pościeli na łóżku.
Walt
przewrócił oczami i odetchnął głęboko.
— Ponieważ
jesteś jedyną wspaniałą rzeczą, która mi się dziś przytrafiła — powiedział
prawie szeptem, a jego głęboki, niski głos sprawił, że poczułam na plecach
dreszcze.
Było w
tym coś tak zwyczajnie prawdziwego, że po prostu uwierzyłam. Może to kwestia
dziwnej intymnej atmosfery, która się wtedy wytworzyła pomiędzy nami, kiedy
znajdowaliśmy się tak blisko siebie i patrzyliśmy sobie w oczy. A może po
prostu sobie to wszystko wyimaginowałam? W każdym razie poczułam, że jeśli
poproszę jeszcze raz, Walt naprawdę wszystko mi powie…
— Powiedz,
proszę, co się dziś stało?
Pytanie
zawisło na chwilę w przestrzeni. Walt zamknął oczy, a kiedy znów je otworzył,
spojrzał na mnie tak, że serce zabiło mi trochę szybciej. Nagle podniósł się do
pozycji siedzącej i odwrócił tak, że nie widziałam jego twarzy.
— Trzy
dni temu zmarł mój ojciec.
— O
mój… Przepraszam, ja…
—
Niepotrzebnie. Przedawkował heroinę albo zapił się na śmierć, to już nie ma
znaczenia. Musiałem jechać kilkaset kilometrów, żeby zidentyfikować jego zwłoki
i nikt o tym nie wie, oprócz mnie. Jesteś pierwszą osobą, której jestem to w
stanie powiedzieć. Moja matka nadal myśli, że ojciec jest w delegacji.
Kiedy
zamilkł, nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Przeklinałam swoją ciekawość i
paskudną wyobraźnię. Jak mogłam być taka niedelikatna i nie domyślić się, że to
może być zbyt osobiste? No tak, ja nigdy nie myślę…
Przesunęłam
się kilka centymetrów w jego stronę i dotknęłam jego ramienia. Nie wzdrygnął
się ani nie odsunął, ale rzucił mi krótkie palące spojrzenie, które sprawiło,
że cofnęłam rękę.
— Nie
potrzebuję twojego współczucia, jasne? — rzucił nagle, wstając z łóżka i
przechodząc na drugą stronę pokoju, jakby nagle zaczął żałować, że cokolwiek mi
powiedział, a tym bardziej, że jestem teraz w tym samym pokoju. Odwrócił się do
mnie plecami, więc nie mogłam ujrzeć jego wyrazu twarzy. Poczułam się
strasznie.
— Może
powinieneś skontaktować się jednak ze swoją rodziną? — zapytałam cicho,
starając się przybrać najbardziej neutralny ton.
— Informowanie
o śmierci bliskiej osoby telefonicznie nie jest przejawem najlepszego gustu, tym
bardziej jest nie na miejscu. Poza tym to nie twoja sprawa.
— Nie,
nie moja, ale sam mi o tym powiedziałeś, więc…
— Więc
możesz wydać swój osąd? Uważasz, że to rozsądne, biorąc pod uwagę twoje własne
położenie?
Zatkało
mnie. Nie był opryskliwy ani zdenerwowany, brzmiał po prostu sucho i
bezuczuciowo, jakby tego, co powiedział, nauczył się dawno temu. Tym bardziej
jednak było to bardzo nieprzyjemne i nagle poczułam, że naprawdę nie chcę
przebywać z nim w tym samym pomieszczeniu. Jak ktoś z takim uśmiechem,
spojrzeniem i głosem może być równocześnie tak oschły i nieprzyjemny? Nie
rozumiałam tego… Przekroczyłam jednak granicę i to była moja wina. To ja go naciskałam,
oczekując nie wiadomo czego.
Przez
chwilę trwaliśmy w kompletnej ciszy. Walt odwrócił się; jego usta układały się
w jedną wąską linię, nie patrzył na mnie.
—
Przepraszam — powiedział nagle. — Nie powinienem był tak mówić.
— Ale
powiedziałeś i to prawda.
Nie
mogłam mieć mu tego za złe, bo sama dokładnie zdawałam sobie sprawę ze swojego
położenia. Był zdenerwowany, ponieważ powiedział mi o czymś, o czym nie
powiedział nikomu innemu. Domyślałam się, że nieczęsto mu się to zdarzało.
— Nie,
to nie prawda. Jestem zmęczony i rozdrażniony. Wybacz.
Chciałam
odpowiedzieć, że nie ma czego i to rzeczywiście nie moja sprawa, kiedy nagle z
okolicy mojego brzucha wydobyło się donośne burczenie. Dotknęłam instynktownie
tego miejsca.
—
Zjedz coś. Na korytarzu był automat.
Brzmiało
to jak polecenie, ale nie miało to żadnego znaczenia, ponieważ była to
doskonała wymówka, żeby wyjść z pokoju i domyślałam się, że on pomyślał
dokładnie to samo. Nie oglądając się za siebie, wyszłam z pokoju, po drodze
zgarniając torebkę, w której miałam portfel.
Na
korytarzu nadal włączone były światła i przez chwilę zastanawiałam się, czy to
nie marnotrawstwo prądu, jednak jakie to miało znaczenie poza niepotrzebnym
zaprzątaniem sobie myśli... Podążyłam w stronę automatu. Tak jak się spodziewałam,
były tam też plastry. Kosztowały oczywiście majątek, tak samo jak batoniki,
paluszki czy inne dostępne przekąski. Przez chwilę zastanawiałam się, co chcę;
w końcu zdecydowałam się na proteinowe batoniki (wyglądały zdrowiej niż
czekoladki obok, łudziłam się, że może mają chociaż trochę więcej białka),
butelkę wody i plastry, czym pozbyłam się większości drobnych pieniędzy.
Odwróciłam
się, żeby wrócić do pokoju, jednak zawahałam się.
Nie
wiedziałam, czy chcę tam już wracać. Zdecydowanie przekroczyłam granicę i nie
powinnam była naciskać. Z drugiej strony Walt powiedział przecież, że jestem
jedyną wspaniałą rzeczą, która mu się dziś przytrafiła, co połechtało moje ego,
jednak teraz, gdy stałam sama na korytarzu, wydało mi się to strasznie
tandetne.
Westchnęłam
głęboko, zastanawiając się, dlaczego zawsze muszę sobie komplikować życie. Tak
jakbym nie miała innego wyjścia. A wyjście było jedno i bardzo proste. Poczekać
kilka godzin w tym pokoju na autobus i wracać do Londynu. Nie ma miejsca na
dodatkowe rozmowy i interesowanie się cudzymi sprawami.
Z
takim planem wróciłam do pokoju, jednak mój zdrowy rozsądek pożegnał się ze mną
dokładnie w tym samym czasie, gdy ujrzałam Walta wychodzącego z łazienki.
Ręcznik
owinął ciasno wokół bioder, mogłam więc dokładnie ujrzeć zarys jego kształtnych
pośladków. Woda z mokrych włosów opadających na czoło i kark skapywała na jego
nagie plecy i tors, spływając małymi strumieniami w zagłębieniach mięśni.
Przełknęłam
głośno ślinę. Spojrzał na mnie, kiedy rzucał na fotel obok swoje ubrania. Lekko
spanikowałam i szybkim krokiem ruszyłam w jedyne miejsce, w którym mogłam się
ukryć.
— Łazienka
— rzuciłam tylko, mijając go najszybciej, jak potrafiłam.
Widok
jego półnagiego ciała zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Wkurzało mnie jednak
to, że wyglądał dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam. Może oprócz sporej blizny
przecinającej plecy. W moich wyobrażeniach jego plecy były doskonałe.
— Och,
zamknij się — warknęłam do swoich myśli.
Oderwałam
się od drzwi łazienki i ruszyłam w stronę lustra. Nie pomyślałam nawet, żeby
spojrzeć pod nogi. Ciągle trzymałam w ręce batoniki, wodę i torebkę, dlatego
też kiedy poślizgnęłam się na mokrej podłodze łazienki, nie miałam wolnej ręki,
którą mogłabym się czegoś złapać lub zaasekurować upadek. Wrzasnęłam przerażona
i w następnej chwili wywinęłam orła, uderzając porządnie pupą w kafelki.
Nie
zdążyłam nawet siarczyście przekląć, czując, jak bardzo boli mnie tyłek, gdy
drzwi łazienki otworzyły się i do środka wszedł Walt.
— Co
się stało? — zapytał, nachylając się, by pomóc mi wstać.
—
Poślizgnęłam się — odparłam, wyciągając w jego stronę rękę. Walt jednak to
zignorował. Złapał mnie w talii i pociągnął do góry, jakbym była lekka niczym
piórko. — Auć — mruknęłam, kiedy
stanęłam na nogi.
—
Wszystko w porządku?
— Nie
wiem, raczej tak, będę żyła — zażartowałam.
Uśmiechnęłam
się lekko, jednak Walt przypatrywał mi się uważnie. Wtedy właśnie zdałam sobie
sprawę, że jesteśmy naprawdę blisko siebie, a on nadal trzyma ręce na mojej talii.
— Ja…
— zaczęłam, w zasadzie nie wiedząc, co chcę powiedzieć. Poruszyłam się i
złapałam jego ręce, próbując delikatnie go odepchnąć, jednak zatrzymałam się w
połowie ruchu.
Patrzyliśmy
sobie w oczy; moje serce przyspieszyło. Miałam wrażenie, że dystans między nami
zmniejsza się jeszcze bardziej. Poczułam jego oddech na swojej twarzy. Jego
oczy były lekko zamglone, usta rozchylone. W mojej głowie słyszałam dwa sprzeczne
głosy. Jeden z nich krzyczał, że powinnam pocałować jego wyzywające usta,
przesunąć językiem po eleganckich wypukłościach kości policzkowych, obsypać
pocałunkami mocną, zdecydowaną szczękę… Drugi zaś kazał mi wyswobodzić się z
jego uścisku i uciekać jak najdalej z tego pokoju. Ja tymczasem nie chciałam
słuchać ani jednego, ani drugiego, nie chciałam też, żeby przestawał się we
mnie wpatrywać…
Nagle
zdałam sobie sprawę, że ręcznik na jego biodrach niebezpiecznie się obniża, aż
w końcu opada cicho na mokrą podłogę. Podążyłam za nim wzrokiem, jednak zaraz
podniosłam oczy, dokładnie mierząc spojrzeniem jego idealne ciało. Moje usta
zadrżały z podniecenia. Odniosłam wrażenie, że mój język jest tak zesztywniały,
że zaraz zwariuję, jeśli mnie nie pocałuje.
Miałam
tylko jedno, proste wyjście. Wiedziałam doskonale, co mam robić.
Przylgnęłam
do niego całym ciałem, ręce oparłam na jego klatce piersiowej i po prostu go
pocałowałam. Na początku był zaskoczony, szybko jednak pogłębił pocałunek i
objął mnie mocniej. Przez chwilę czułam się tak, jakbym napiła się whisky i w
moim żołądku zapłonął ogień, od którego zajmowały się wnętrzności. Miałam też
wrażenie, że moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa i zaraz się przewrócę. Jego
wargi były chłodne, oddech ciepły, co sprawiało, że zaczynało kręcić mi się w
głowie. Już dawno żaden pocałunek nie zrobił na mnie takiego wrażenia.
Chciałam, żeby trwał w nieskończoność.
Jego
ręce przesunęły się na moje biodra, podciągając moją sukienkę do góry. Westchnęłam
głośno i wtedy właśnie oderwał się od moich ust. Byłam pewna, że oboje
patrzyliśmy na siebie z takim samym pożądliwym spojrzeniem. Pod palcami czułam,
jak po jego ciele przeszedł dreszcz.
Uśmiechnęłam
się i podniosłam dłoń, żeby dotknąć palcami jego warg. Złapał mnie za rękę i
namiętnie pocałował wnętrze dłoni. Patrzyliśmy na siebie
przez chwilę, która, miałam wrażenie, trwa wieczność. Żadne z nas nie
wypowiedziało ani jednego słowa, chociaż mogłabym przysiąc, że w tamtej chwili
w jakiś sposób porozumieliśmy się.
Walt
znów podniósł mnie z taką łatwością, jakbym nic nie ważyła, a odległość z
łazienki do łóżka pokonał w kilku krokach. Kiedy rzucił mnie na nie,
roześmialiśmy się oboje; uśmiech rozjaśnił mu twarz. Nie
potrafię opisać i wyjaśnić uczucia, które mnie wtedy wypełniło. Wiedziałam
tylko, że mam jedno wyjście. Poddałam się temu kompletnie, nie myśląc nawet
przez chwilę, że mogę tego kiedyś pożałować.
Mam letką dilemę, czy komciać tutaj czy na wattpadzie. Anyway, są seksy, ale nie ma seksów. Mogło wyjść gorzej, ale wybaczam, musiałabyś wtedy dać +18 hyhyhyhy
OdpowiedzUsuńCiekawe, ile minie zanim Jo zacznie żałować. Liczę, że będzie się samobiczować w kolejnym rozdziale. Mam rację? Mam? MAM?!
"są seksy, ale nie ma seksów" <= seksy schrodingera? :D
UsuńTak jak pisałam wcześniej: jestem zaintrygowana tym opowiadaniem. W mojej głowie rodzą się pytania i wizje na to, jak wszystko się potoczy.
OdpowiedzUsuńWalt mnie intryguje. Tak w sumie coś o sobie zdradził, ale generalnie nadal nic o nim nie wiadomo.
I jak generalnie nie przepadam za narracją pierwszoosobową, to u Ciebie mi się ona podoba. Szczególnie gdy Jo się strofuje w myślach. Zapałałam jakąś sympatią do niej. Jeszcze nie wiem do końca dlaczego, ale po prostu ją lubię :D
I fajna ostatnia scena. Tak to opisałaś, że wiadomo o co chodzi, a jednak wszystko jest ze smakiem i wyczuciem ukryte za słowami :)
Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością :)
Pozdrawiam!
Jeszcze przez jakiś czas Walt pozostanie tajemnicą. Generalnie mam wrażenie, że możecie mnie trochę za to znienawidzić, ale cóż :D W kolejnym rozdziale będzie wiadomo dlaczego. Chociaż to nie takie trudne do wywnioskowania.
UsuńCieszy mnie niezwykle, że narracja pierwszoosobowa w moim wykonaniu przypadła ci do gustu :) staram się przedstawić Jo jako osobę wielowymiarową, a nie tylko próżną ślicznotkę. Lubię dodawać takie lekkie dziwactwa, które sprawiają, że główna bohaterka wydaje się bardziej "swojska".
No tak, piętno pisania scen miłosnych. Łatwo je zepsuć. Ja lubię grać niedopowiedzeniami, to najprostsze rozwiązanie, ale w sumie tak jak napisałaś, wiadomo, o co chodzi :D Dzięki bardzo za super komentarz :)
myślisz ze jesteś profesjonalnym pisaczem opowiadan a tak naprawdę nie umiesz......
OdpowiedzUsuńNie wiem, co bierzesz, ale podziel się!
UsuńCześć! Znalazłam Twojego bloga całkiem przypadkiem (tak właściwie to chciałam zostawić spam...), ale tak mnie zauroczył szablon, że postanowiłam przeczytać rozdział. Najpierw pierwszy, potem drugi i nim się obejrzałam jestem tutaj, wpychając do kosza swój spam, bo aż wstyd mi zostawiać moje "opowiadanie".
OdpowiedzUsuńTO JEST NIESAMOWITE!
Pochłonęła mnie ta historia doszczętnie. Twoi bohaterowie są tacy... żywi, tacy prawdziwi i dzisiejsi, a jednocześnie czuć od nich taką melancholię, może zmęczenie życiem? Nie wiem nawet jak to dokładnie opisać. Ale wszystko czuję o czym piszesz. Może to głupie, ale chciałabym spotkać kogoś takiego jak Walt. On jest taki... idealny? (Cholera, chcę wierzyć, że tacy faceci istnieją, a nigdy jeszcze żadnego nie spotkałam...) Za to Jo to taka ja, tylko troszeczkę inna. A przynajmniej tak mi się wydaje albo ja chciałabym tak myśleć...
Ostatnia scena jest przepiękna. Taka plastyczna, pełna kolorów. Nie przeszkadza mi zupełnie, że nie opisałaś ich stosunku, to zepsułoby całą magię i delikatność, dziękuję Ci za to. Ach ciężko napisać chyba dobrą scenę erotyczną...
Życzę Ci mnóstwo weny i proszę, pisz szybko! Zachłysnęłam się Twoim opowiadaniem. Pozdrawiam i życzę Ci miłego dnia
Hej! Ach, nie powinnaś czuć się zawstydzona swoim tworem! Przede wszystkim każdy jest inny, ma inny styl i może się tak naprawdę okazać, że twoje opowiadanie jest bardzo dobre.
UsuńCieszy mnie bardzo jednak, że zostałaś na dłużej i przeczytałaś to, co opublikowałam :D
Nie wiem, czy to głupie, że chciałabyś spotkać takiego faceta. Większość kobiet marzy o tym panu idealnym, ma jakieś swoje wyobrażenie, tym bardziej nie dziwię się, skoro Walt do tej pory wybawił Jo od nieciekawej sytuacji.
Hehehe, cieszy mnie, że scena ta przypadła ci do gustu. Magia i delikatność do zdecydowanie słowa, które opisują klimat, który chciałam stworzyć :D także misja spełniona. Dzięki ci za ten miły komentarz i zapraszam w weekend na nowy rozdział! Tobie też życzę miłego dnia :)
Nom... i nie wiem co powiedzieć.
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej wiadomo dlaczego Walta można wyprowadzić jednym zdaniem z równowagi. Identyfikacja ciała własnego ojca – niezbyt przyjemna sprawa, a sądząc po „tonie” Walta, chyba nie był w najlepszych stosunkach z ojcem. Chociaż to też może być moje złudne wrażenie.
Szczerze powiem – ulżyło mi, że Jo przespała się z Waltem, a nie że on się okazał jakimś seryjnym mordercą. No bo wnioskuję, że do tego doszło. Skoro on był nagi, a ona nie miała nic przeciwko i wylądowała na łóżku. ;)
Chociaż tyle (albo aż tyle^^) przyjemności z nieudanego wesela najlepszego przyjaciela, podartych pończoch i obtartych pięt. :P Cała scena wyszła lekko i naturalnie. W ogóle narrację z perspektywy Jo czyta mi się niezwykle sympatycznie. Wiem, że się powtarzam, ale idzie Ci to niezwykle lekko i odbiera się całość przyjemnie i bez zgrzytów. Dlatego podejrzewam, że jeśli się to nie zmieni, to zostanę do końca i będę Cię nękać komentarzami. ;)
Myślałam, że nie wiesz, co powiedzieć, bo tak źle :D ta głębia i w ogóle *ironia mode on*
UsuńDobrze się w sumie domyślasz, jeśli chodzi o ojca Walta, o tym zresztą będzie jeszcze kilka razy. Figura ojca w życiu wielu osób to taki trochę symbol i jeśli coś nie gra na którymś etapie, różnie można sobie zepsuć psychikę. Mam nadzieję, że nie strzelę sobie tutaj w stopę, ale założenie właśnie takie było... co z tego wyjdzie dalej, się okaże. ;)
Hehehe, cieszy mnie niezmiernie, że tekst jest lekki i przyjemny. Czasem mam wrażenie, że lekko pojechałam z jej przemyśleniami :D ktoś mi niedawno napisał, że ta historia to idealna lektura na piątkowy wieczór po całym tygodniu zapierdzielania w korpo :D i tego się trzymam.