Hej!
Wiem, że prawie nikt tutaj już nie zagląda, ale zdecydowałam, że nadal będę tutaj publikować, mimo że tak naprawdę wolę Wattpada.
— Jo,
jak dobrze, że cię tu złapałam! Szukam cię cały dzień. Musimy porozmawiać o
Peterze!
Siedziałam
właśnie w knajpce Grega, przygotowując się do pochłonięcia w całości dużej
pizzy w pojedynkę, kiedy do środka niczym tornado wpadła Sylvia.
Świeża
małżonka mojego przyjaciela należała do tego typu osób, które uwielbiają być w
centrum uwagi, dlatego gdy tylko weszła do środka, od razu zaczęła mówić
podniesionym głosem. To właśnie ona była gwiazdą w ich związku, wszędzie jej
było pełno i miała zawsze ogrom pomysłów i energii. Ładna, zgrabna brunetka o
charakterystycznym, głośnym śmiechu, który czasem przyprawiał mnie o dreszcze.
W gruncie rzeczy była kompletnym przeciwieństwem Grega, spokojnego, sympatycznego
faceta, który na wszystko zawsze miał czas. Sylvia była wulkanem energii.
Pracowała jako asystentka w gabinecie stomatologicznym i to właśnie tam poznała
Petera, uznając go za świetną partię dla mnie… I teraz właśnie chciała o nim
rozmawiać. Teraz, kiedy miałam delektować się wspaniałą pizzą!
Rzuciłam
jej spojrzenie pełne pogardy znad talerza. Zignorowała to jednak, rozsiadła się
obok mnie i rozpoczęła swój monolog. Zastanawiałam się przez chwilę, czy nie
wetknąć jej kawałka mojego obiadu w usta, żeby się przymknęła, ale doszłam do
wniosku, że to byłaby profanacja. Poza tym Sylvia nie jadła glutenu. Cóż za
ironia, prawda? Być żoną właściciela pizzerii i nie jeść pizzy. Pff!
Bo
widzisz… Ja po prostu uwielbiam pizzę.
Mogłabym
ją jeść codziennie, naprawdę liczba kalorii nie ma żadnego znaczenia. W końcu
nie po to tyle ćwiczę, żeby sobie odmawiać jednej, wspaniałej przyjemności. Zaraz,
moment… To przecież wcale nie jest mój główny cel… No dobra, nieważne. Kto by
się przejmował ćwiczeniami, mając przed sobą talerz pięknie pachnącej pizzy?
Kiedy
byłam mała, miałam pewien rodzaj niepisanej umowy z tatą. Moja mama od czasu do
czasu pracowała w weekendy, wykładając w wieczorowej szkole, więc gdy jej nie
było, wszystkie obowiązki spadały na ojca. Ponieważ nigdy nie był najlepszym
kucharzem (naprawdę, jedyne dobre danie, które potrafił przyrządzić, to
jajecznica), zazwyczaj zabierał mnie do jakiejś knajpki lub restauracji. Przez
dwa dni w miesiącu mogłam zamówić, co tylko chciałam, a ojciec zazwyczaj mówił mamie,
że jedliśmy sałatkę z kurczakiem lub coś innego, byle brzmiało zdrowo i
odpowiednio dla sześcioletniej dziewczynki. Pamiętam, że w jedno miejsce ojciec
zabierał mnie dosyć często. Pracowała tam przemiła pani z burzą rudych loków na
głowie. Miała mnóstwo piegów na nosie i zawsze uśmiechała się od ucha do ucha.
Kiedy tylko wchodziliśmy z tatą do środka, witała nas wesoło i prowadziła do
„naszego” stolika. Co prawda pizza z tej konkretnej knajpki nie należała do
najlepszych, jednak była pierwszą, jaką kiedykolwiek jadłam i po prostu już
zawsze porównywałam każdą kolejną do tej pierwszej. No i już zawsze kojarzyła
mi się z rudowłosą kelnerką.
Pizzeria
Grega była moją ulubioną, ale nie dlatego, że należała do mojego najlepszego
przyjaciela. Była moją ulubioną, bo wystarczyło, że wyszłam z bloku, przeszłam
kilka kroków i znajdowałam się na miejscu. Kiedy weszłam tutaj pierwszy raz,
nie powiedziałabym nigdy, że znajdę tak pyszną pizzę. I najlepszego
przyjaciela.
Wnętrze
nie wyróżniało się niczym specjalnym. Wyglądało jak kolejna mała knajpka z
dobrą atmosferą i jedzeniem. W godzinach szczytu nie mieściło się tutaj wiele
osób, ale zdarzało się, że przed wejściem tworzyła się niewielka kolejka
oczekujących na wolny stolik. Poza Gregiem pracowało tutaj jeszcze dwóch
kucharzy i kilku kelnerów lub kelnerek zmieniających się co jakiś czas. Kiedy
przyszłam dziś w porze lunchu, Grega jeszcze nie było, więc podejrzewałam, że
jeszcze nie wrócili z Sylvią z urlopu, jednak srogo się pomyliłam. Ujrzawszy
Sylvię, wchodzącą do środka, wiedziałam, że nie mogę spodziewać się zwyczajnej,
spokojnej i przypadkowej rozmowy.
—
Słuchaj, wszystko się strasznie skomplikowało — zaczęła, uwalniając się z
cienkiego płaszcza. Na zewnątrz padało od kilku godzin, co zwiastowało
definitywny koniec lata. Nie zdążyłam nawet zareagować, gdy kontynuowała. — Na
początku myślałam, że Peter jest zwyczajnym palantem. Nawet nie wiesz, jak się
zdenerwowałam. W końcu to ja was poznałam! Ale na szczęście to nie tak. To
znaczy, ta sytuacja wcale nie jest komfortowa, wiem, ale.. Jo, to, co wydarzyło
się na weselu, to okropna pomyłka!
Uniosłam
brwi w powątpiewaniu. Doskonale wiedziałam, o co jej chodzi.
— Tak,
masz rację, to była moja największa pomyłka, że w ogóle zaczęłam się z nim
spotykać.
— Nie,
kochana, to nie tak! — przerwała mi nagle, chwytając mnie za rękę.
Nigdy
nie przepadałam za tym, kiedy ludzie zwracali się do mnie per „kochana,
skarbie, kwiatuszku” lub innymi określeniami, które sprawiały, że sprowadzało
się rozmówcę do poziomu głupiutkiego niedojrzałego człowieka, który nic nie
rozumie. Na domiar złego Sylvia prawie krzyczała, a w pizzerii zrobiło się
tłoczno, więc ludzie ze stolików obok zaczęli się nam przyglądać. Dlatego w
tamtym momencie Sylvia zaczęła mnie mocno irytować.
—
Sylvia, proszę cię, ten temat jest dla mnie zamknięty. Nie chcę więcej wracać
do Petera.
Powiedziałam
to na tyle stanowczo, że żona mojego przyjaciela w końcu się przymknęła.
Patrzyła na mnie przez chwilę z zamyśloną miną, po czym spojrzała gdzieś w bok
i milczała. Stwierdziłam, że to znak jej kapitulacji, więc zabrałam się za
jedzenie pizzy. Nic bardziej mylnego, zdążyłam tylko ugryźć kawałek ciasta,
kiedy ta znów się odezwała.
—
Wiesz, co? Rozumiem cię, masz absolutną rację. Gdyby coś takiego przydarzyło
się mnie, też nie chciałabym więcej widzieć na oczy takiego faceta, tym
bardziej słuchać o nim.
Nie
wiem, czy liczyła na to, czy jej przytaknę, czy nie. Ciężko było rozgryźć jej
zamyśloną minę. Wpatrywała się gdzieś w okno poza moim ramieniem i wyrzucała z
siebie słowa, jakby nagle dostała konkretnego olśnienia. W każdym razie
skutecznie psuła mi apetyt. Przełknęłam spokojnie ugryziony kawałek pizzy i
czekałam na kontynuację.
— To
moja wina — oznajmiła nagle, wzdychając głęboko. — Nigdy jeszcze się nie
pomyliłam w swoich osądach. Mam taki radar po prostu i ludzie nie potrafią
ukryć przede mną swoich intencji.
—
Jasne, Sylvia, jasne.
Ledwo
powstrzymałam się przed ironicznym prychnięciem. Nie wiem, na ile była
przekonana o swojej nieomylności, ale do tej pory zdążyłam się przekonać, że
Sylvia uwielbiała, kiedy miała rację i zazwyczaj nie przyjmowała do
świadomości, że może być inaczej.
— Nie,
mówię serio, Jo, naprawdę. Myślałam, że znam swoją przyjaciółkę na tyle, żeby
wiedzieć, że nie zachowa się tak, jak się zachowała…
—
Twoją przyjaciółkę?
Przez
chwilę nie rozumiałam, do czego Sylvia zmierza, ale wtedy przypomniałam sobie o
żałosnej wymówce Petera. Zaraz, jak jej było na imię? Nathalie? No tak, według
niego to właśnie ona się wtedy na niego rzuciła, a nie on na nią. Jasne, już w
to wierzyłam.
— To
wszystko wina Nathalie. Rozmawiałam z nią wczoraj i przyznała się, że za dużo
wypiła. Co prawda jest jej strasznie przykro, że doprowadziła do takiej
sytuacji, ale szczerze mówiąc, ciężko mi jest jej wybaczyć. W końcu to ona
rzuciła się na Petera, mimo że on nie był zainteresowany…
—
Moment, poczekaj — przerwałam jej monolog, czując, że zmierza w stronę, w którą
nie chciałam, żeby zmierzał. — Nie musisz go bronić i wplątywać w to swojej
przyjaciółki, naprawdę. Między mną i Peterem wszystko skończone. Koniec tematu.
Starałam
się brzmieć stanowczo, ale moja pewność siebie dziwnie zmalała. Czy to, co
mówiła Sylvia, mogło być prawdą? Zasiała we mnie niepewność. Jeszcze tydzień
temu posądzałam ją o to, że chciała mnie upokorzyć, swatając mnie z ewidentnym
kobieciarzem, który nie potrafi utrzymać na sobie spodni przy pierwszej lepszej
okazji. A teraz siedziała przede mną i próbowała mnie przekonać, że Peter jest
niewinny, podczas gdy to wszystko to jedna wielka pomyłka, która wyniknęła z
winy jej pijanej i nie potrafiącej zapanować nad sobą przyjaciółki.
Nie
wiem dlaczego, ale w pewnym momencie pomyślałam, że coś może w tym być. Rozsądek
podpowiadał mi, że istniało takie prawdopodobieństwo. Było niewielkie i nie
chciało mi się w nie wierzyć, ale istniało. Z drugiej strony może to była
kontynuacja jej chytrego planu, by uprzykrzyć mi życie? W końcu nie należałyśmy
do grona najlepszych przyjaciółek. Nie, nic z tego nie miało sensu. Nikt
normalny nie wpadłby na taki pokręcony plan. Sylvia nie należała do najmilszych
osób, ale była na pewno normalna.
Ale
wtedy to znaczyłoby, że…
—
Peter naprawdę nic nie zrobił, Jo, proszę cię, uwierz mi — powiedziała z miną
skrzywdzonego szczeniaczka. Ugh, nienawidziłam, kiedy ludzie to robili!
—
Sylvia… — zaczęłam, w zasadzie nie wiedząc, co chcę dalej powiedzieć.
—
Słuchaj, on się strasznie tym wszystkim załamał. Wziął urlop, jest w kompletnej
rozsypce, bo nie może się z tobą skontaktować i…
—
Błagam! — Przerwałam jej któryś raz z kolei. Nie chciałam tego słuchać, tego
było po prostu za wiele. Sylvia wydawała się jednak święcie przekonana o jego
niewinności. — Powtórzę to kolejny raz. Nie chcę więcej słyszeć o Peterze i
proszę, nie mów mi, jak bardzo cierpi.
Rzuciłam
jej wymowne spojrzenie. Sylvia pokiwała głową.
—
Dobrze, przepraszam. Rozumiem cię doskonale — odparła, spokojnie kiwając głową.
— Tak jak mówiłam, na twoim miejscu też bym się w taki sposób zachowała. Chciałabym
cię tylko prosić o jedno. Jeśli chociaż jakaś niewielka część ciebie dopuszcza
możliwość, że Peter niczego złego nie zrobił i to wszystko to jedna wielka
pomyłka, proszę, przemyśl to wszystko, co ode mnie usłyszałaś.
— Okej
— powiedziałam tylko, mając nadzieję, że im szybciej się zgodzę, tym Sylvia
prędzej zniknie mi z oczu.
— Jo,
jeszcze jedno.
Wstała
z krzesła i zaczęła zakładać płaszcz, przygotowując się do wyjścia. Kiedy
poprawiła włosy i zarzuciła torebkę na ramię, podeszła do mnie i spojrzała na
mnie poważnie.
— Nie
trać okazji na coś wspaniałego przez kobiecą dumę. Zaufaj intuicji.
Skrzywiłam
się nieco, słysząc te słowa. Sylvia mówiła tak, jakby znała mnie doskonale, a
wiedziałam, że tak nie było. Brzmiało to trochę, jak gdyby była święcie
przekonana o swojej racji.
Nie
mogłam przecież nagle jej uwierzyć i przyjąć tę wersję wydarzeń!
Kiedy
wyszła, siedziałam przez chwilę rozbita, nie wiedząc w zasadzie, co mam myśleć.
Według tego, co powiedziała – a co miało być prawdą – Peter wcale nie zdradził
mnie z Nathalie. To jej wspaniała przyjaciółka doprowadziła do sytuacji, której
byłam świadkiem w damskiej łazience. Czy mogłam jednak mieć przywidzenia i źle
zinterpretować to, co wtedy widziałam? Próbowałam przywołać w pamięci ten
obraz, co nie było trudne, jednak nie wiedziałam, czy mogę ufać swojemu
umysłowi.
Okej,
podsumujmy fakty. Przyjmijmy, że Peter jest niewinny. Według Sylvii cierpi po
naszym rozstaniu, więc pewnie mu zależało. Dałam mu kosza, wyśmiewając jego
durne wymówki. Ruszyłam dalej i pogodziłam się z tym, że jest kolejną porażką w
moim życiu uczuciowym. On rozpacza, ja radzę sobie dalej.
Co jeśli to prawda?
Czy istniała jakaś szansa?
Co z Waltem, Jo?
Czy to w ogóle ma jakiekolwiek znaczenie?
Westchnęłam
ciężko, pochylając się nad talerzem zimnej i niedokończonej pizzy. Wszystkie te
pytania sprawiały, że zaczynała mnie boleć głowa. Wiedziałam, że to nie
zwiastowało nic dobrego. Czy Sylvia mówiła prawdę, czy nie, zepsuła mi lunch i
humor do końca dnia, ba, znając siebie, ta rozmowa będzie się za mną ciągnąć
przez kilka dobrych dni. Czułam, że muszę to wszystko jakoś odreagować. Wyjście
było jedno – muszę to wszystko po prostu wybiegać…
Mogę powiedzieć tylko jedno, zamurowało mnie. Jest bardzo mało opowiadań, które zapadły by mi w pamięć. Ba, jest mało opowiadań, które tak namiętnie czytam w przeciągu kilku minut. W takim wypadku mogę powiedzieć tylko jedno – Cholera, ale masz talent! (Przepraszam za słownictwo, jednak nic bardziej stosownego na tą chwilę nie przychodzi mi do głowy).
OdpowiedzUsuńOpis rodziny? DIAMENT! Przypomina mi bardzo "Wielkie greckie wesela 2", co tym bardziej skradło moje serce! W ogóle twój styl pisania jest taki... Taki uzależniający.
Zostaje stałą czytelniczką, więc mam nadzieję, że jakoś będziesz mnie znosić :)
Twoja twórczość trafia do mnie do ulubionych + z niecierpliwością czekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam ciepło, Kasia.
Ps. Bardzo dobrze, że nie przestajesz pisać! Uwierz mi, kilka dni, może miesięcy i na pewno zawojujesz blogosferę swoją twórczością. To jest o wiele więcej niż realne :)
UsuńRany, ja ostatnio żyję w blogosferze, ale jakby poza nią. Coraz mniej czytam tutaj, sięgając raczej po książki.
OdpowiedzUsuńAle...
Cieszę się, że jednak zostałaś i dalej będziesz publikować. Twój styl jest bardzo lekki i świetnie się to czyta. Narracja pierwszoosobowa nie kreuje jakiejś infantylnej bohaterki, a bezpośrednie zwroty do czytelnika, wciągają go do akcji. Także jak najbardziej na plus.
Zajrzałam na Wattpada (chociaż z niego nie korzystam), bo byłam ciekawa czy jest tam coś więcej. No i było! Bardzo jestem ciekawa jak rozwinie się fabuła. Mam nadzieję, że Jo zadzwoni do Waltera i ostatecznie zakończy sprawę z Peterem.
W każdym razie teraz będę już na bieżąco czytać i czekać z niecierpliwością na kolejne rozdziały :)
Pozdrawiam :)
Obserwuję!
OdpowiedzUsuńŚwietny blog :) Zapraszam do siebie!
https://smaksamotnosci.blogspot.com
Też uwielbiam pizze! ^^ Jedno z najwspanialszych dań, jakie kiedykolwiek wymyślono!
OdpowiedzUsuńRozdział w sumie krótki i niby spokojny, ale jednak nie do końca. Sylvii nie lubię. I wychodzi na to, że Sylwia, którą znam osobiście jest identyczna, jak ta przedstawiona przez Ciebie. Tak samo pewna swojej racji i lubi mówić ludziom co powinni robić. Może po prostu Sylwie tak mają. ;)
Widać, że gadanie Sylvii zasiało ziarenko niepewności w Jo, ale mam nadzieję, że nie wróci do Petera. I osobiście nie kupuję tłumaczenia, że to Nathalie się na niego rzuciła i to jej wina. On rozumu własnego nie miał? Poza tym to miało miejsce w damskiej toalecie... Chciał się wysikać i się pomylił? A może Nat go siłą tam zaciągnęła? Ehh... Głupie paplanie. Za swoje czyny trzeba brać odpowiedzialność – tak twierdzę.
Jak zwykle rozdział mi się podobał i oby tak dalej! ^^
Tak, pizza to najwspanialszy wynalazek ludzkości. Pizza jest dobra na wszystko.
UsuńOstatnio na Wattpadzie ktoś pod rozdziałem napisał, że nie należy ufać laskom o imieniu Sylwia :D COŚ W TYM MUSI BYĆ, skoro jesteś już drugą osobą z takim spostrzeżeniem! huehue
No cóż, nie będę spoilerować, ale założenie "wróci/nie wróci do Petera" jest mocno czarno-białe, a w tej historii staram się unikać takich rozwiązań. ;)