niedziela, 1 stycznia 2017

4. Przypadki

Powiedziałam sobie, że nie będę płakać. Nie wiem, doprawdy, co we mnie wstąpiło. Może była to wina emocjonalnej huśtawki, której doświadczyłam minionej nocy, a może romantycznej ballady Taylor Swift, która leciała akurat w radiu… W każdym razie zacisnęłam mocno zęby i powiedziałam sobie, że dam radę.
Wróciłam do swojego mieszkania przed dziesiątą. W końcu! Nie muszę chyba wspominać, że totalnie zapomniałam o całym świecie po tym niespodziewanym, ale przyjemnym wybuchu namiętności.
Kogo ty oszukujesz, Jo? Dokładnie tego chciałaś! Och, zamknij się.
Obudziłam się chwilę po ósmej, o czym bezdusznie uświadomił mnie stojący na stoliku przy łóżku hotelowy zegarek elektroniczny. Walt spał jak zabity, nie przebudził się nawet, kiedy walnęłam dosyć głośno kolanem w kant łóżka. Nie mogłam mu się dziwić, po tym, co zrobiliśmy w nocy…
Jo, ogarnij się!
Musiałam wziąć kilka głębszych oddechów, przypominając sobie to wszystko. W gruncie rzeczy czułam się winna, że tak po prostu uciekłam z pensjonatu. Kiedy wróciłam teraz myślami do dzisiejszego poranka w pensjonacie, jedyne, czego pragnęłam, to zapaść się pod ziemię ze wstydu. Spanikowałam. Nie zostawiłam po sobie żadnego śladu oprócz tej cholernej karteczki… Nie wiem, naprawdę, co mnie podkusiło, żeby to napisać. To musiał być jeden z tych paskudnych przebłysków genialnych pomysłów, które czasami miewałam, a później gorzko żałowałam ich realizacji. Mówiłam, że nie uczę się na błędach?
Napisałam na hotelowej papeterii „Słodkich snów, skarbie” i zostawiłam kartkę na stoliku przy łóżku, bo chciałam być niczym tajemnicza, pewna siebie kobieta, która wychodzi w środku nocy i nigdy nie wraca.
Tylko że ja właśnie chciałam wrócić i zaczynałam powoli zdawać sobie z tego sprawę.
Wytarłam mokre włosy w ręcznik i spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Długi, zimny prysznic nie pomógł mi niestety w ogarnięciu swoich myśli. Nie pomagała też ani trochę zapchana skrzynka odbiorcza i kilka wiadomości głosowych na poczcie. Nie miałam najmniejszej ochoty nawet przeglądać tych wiadomości, ale czułam się winna, że zniknęłam z wesela Grega, nie żegnając się z nim nawet. Przejechałam więc szybko wzrokiem po liście nieodebranych SMS-ów. Kilka z nich było od Petera, ugh, domyślałam się więc, że próbował dzwonić i pewnie nagrał mi się na pocztę. Nie chciałam tego nawet widzieć czy słuchać, więc szybko skasowałam wszystko, co miało w sobie jego imię. Zatrzymałam się jednak przy wiadomości od nieznanego numeru.
Hej, tu Greg. Sylvia powiedziała mi, co się stało. Peter to kretyn!!! Daj znać, gdzie jesteś i czy wszystko ok!
Wspaniale, a więc Sylvia o wszystkim wiedziała… Czy to jednak coś zmieniało? Niewiele. Jednak to Sylvia, już teraz żona Grega, poznała mnie z Peterem i to właśnie ona stwierdziła, że idealnie do siebie pasujemy. Nigdy nie pałałam do niej szczególnie przyjacielskimi uczuciami. W większości kontaktów z nią traktowała mnie raczej jako swoją konkurencję, a nie znajomą jej faceta. Przywykłam już do tego, że kobiety bywały zaborcze w stosunku do swoich partnerów, jeśli gdzieś pomiędzy nimi pojawiałam się ja. Nawet w całkowicie platonicznych okolicznościach. Poznaliśmy się z Gregiem jednak tak dawno temu i przeżyliśmy tak dużo razem, że nigdy nie przyszłoby mi do głowy coś więcej. Wzdrygnęłam się na samą myśl. Był dla mnie jak kuzyn lub brat, którego nigdy nie miałam.
Dlatego też nie przejmowałam się zbytnio jej zazdrością, bo wiesz, nigdy nie powiedziała mi wprost, że wydrapie mi oczy, jeśli jeszcze raz przytulę Grega… Mimo wszystko teraz, kiedy wpatrywałam się w wiadomość od przyjaciela, ta sprawa nie dawała mi spokoju. Co jeśli Sylvia specjalnie wpychała mnie w ramiona Petera, ponieważ doskonale wiedziała, jak to się skończy? Może wiedziała, że w końcu mnie skrzywdzi, będę cierpieć i właśnie na tym jej zależało?
Ech, nie chciało mi się wierzyć, że ktoś mógłby być zdolny do czegoś takiego. Pewnie za bardzo analizuję… Potrzebowałam więc kogoś, kto mógłby spojrzeć na to wszystko z perspektywy, a jedyną taką osobą była Hellen.
 Wpadniesz szybciej?
Wystukałam szybko wiadomość na klawiaturze. Nim się obejrzałam, moja przyjaciółka zdążyła odpisać.
O jakim „szybciej” mówimy?
Już?
Tak źle? Peter podeptał ci stopy? :D
Gorzej! Zostawiłam go i uciekłam z wesela. Potem to już katastrofa. Z lawiną.
Z lawiną? Jo, co się stało? Wsiadam już do samochodu!
Przespałam się z kimś przez przypadek…

Odłożyłam telefon i podeszłam do blatu kuchennego, żeby włączyć czajnik. Czarna herbata z syropem malinowym zazwyczaj działała kojąco na moje nerwy i czułam, że potrzebuje właśnie czegoś takiego. Czekając, aż woda się zagotuje, zamknęłam okno, ponieważ poczułam zimny powiew powietrza. Po pięknej sobotniej pogodzie nie było już śladu, całkiem się zachmurzyło i widoki za oknem nie zachęcały do przebywania na zewnątrz. Opatuliłam się mocniej bawełnianym szlafrokiem w kwiatowe wzory i usiadłam przy stole, wodząc wzrokiem po moim mieszkaniu.
Uwielbiałam to, że jest takie małe, a zarazem przytulne. Wynajmowałam niewielki loft w przerobionym na mieszkania starym magazynie we wschodniej części Londynu nad rzeką. Tak, wiem, strasznie hipsterskie. Miałam jednak blisko do kompleksu biurowego, w którym znajdowała się agencja modelek, do której należałam oraz świetne połączenia do każdej części miasta. W zasadzie oryginalnie mieszkanie należało do mojego byłego chłopaka, Alexa, i nigdy bym nie pomyślała, że tutaj zostanę, nie tylko ze względu na nasze burzliwe rozstanie, ale też na okropnie drogi czynsz. Jednak zostałam. Kontakty z Alexem z czasem przestały mieć znaczenie, obecnie ograniczały się do cotygodniowych wpłat na konto, a czynsz spadł o kilkadziesiąt funtów, więc nie narzekałam.
Mieszkanie składało się z maleńkiego salonu z aneksem kuchennym, sypialni i łazienki. W zeszłym roku przemalowałam ściany z nieciekawego odcienia beżu na jasny szary, co w połączeniu z ciemnymi, drewnianymi podłogami wyglądało po prostu świetnie. Przynajmniej moim zdaniem. Hellen twierdziła, że kompletnie nie znam się na wnętrzach.
Kuchnię od korytarza odgradzał szklany panel, który w gruncie rzeczy nie pasował do niczego, ale cóż, chyba taki właśnie był urok mojego mieszkania. Każdy mebel pochodził z innej kolekcji – stolik, przy drzwiach wejściowych, na którym znajdowała się poczta, magazyny i najczęściej ładowarka do telefonu, znalazłam na wyprzedaży w sklepie z antykami. Sprzedawca zapewniał mnie, że żeliwne, ozdobne nogi były oryginalnie częścią starej maszyny do szycia i jakoś mnie to ujęło. Musiałam mieć ten stolik u siebie. Białe meble w kuchni to jedyna część mieszkania, której nie wymieniłam, ale to tylko dlatego, że były przykręcone do ściany na tyle możliwych sposobów, że nikt do tej pory nie odważył się ich wykręcić. Na przeciwległej ścianie stała niewielka, rozkładana kanapa. Mieściła maksymalnie jedną i pół osoby i nie, to nie była przesada. Nie było możliwości, aby wcisnąć tam coś większego, ponieważ ścianę obok zajmowały regały od podłogi do sufitu zapełnione książkami i płytami winylowymi. Tak, kolejna hipsterska rzecz. Miałam też adapter stojący na najniższej półce, zaraz przy kanapie, żeby można było wygodnie go obsługiwać. Od czasu do czasu, gdy robiłam się strasznie sentymentalna, włączałam stare, jazzowe klasyki, których kiedyś słuchał mój ojciec. To chyba był właśnie taki moment.
Czajnik zagwizdał przeciągle, więc zalałam herbatę i przesiadłam się na kanapę, żeby wybrać coś odpowiedniego z obszernej kolekcji. Oscar Peterson prawdopodobnie nie był odpowiedni na niedzielne południe, przynajmniej mój ojciec, gdyby mógł, pewnie popatrzyłby na mnie z politowaniem, ale miałam to w nosie. Rozsiadłam się na kanapie, nie zdążyłam jednak pogrążyć się w kolejnym potoku myśli i rozsmakować w ulubionej herbacie, ponieważ zadzwonił dzwonek do drzwi…
***

— Nie rozumiem, jak można przespać się z kimś przez przypadek? Potknęłaś się i upadłaś na jego członka?
Hellen piłowała właśnie paznokieć środkowego palca w kształt idealnego migdała. Zdmuchnęła opiłki z pilniczka i spojrzała na mnie wyczekująco. Wystarczyło tylko pięć minut w moim mieszkaniu, a ona jak zwykle, nie owijała w bawełnę. Nie zaatakowała mnie od razu, a szczerze mówiąc, myślałam, że to zrobi po ostatniej wiadomości, którą jej wysłałam. Miała na sobie dresy i włosy związane w kucyk, domyślałam się więc, że wyrwałam ją z jej niedzielnych rytuałów upiększających. Hellen bowiem nigdy nie pokazywała się publicznie w związanych włosach. Jej gęsta, blond czupryna była największym atutem i zawsze pokazywała się tylko w nienagannej fryzurze. Nawet na siłowni.
Usiadła przy stole w kuchni, rozkładając na blacie przybory do manicure, po czym powiedziała, że przerwałam jej piłowanie paznokci i wtedy właśnie przystąpiła do ataku.
— Po prostu nie wiem, kim on był… — odparłam w końcu niepewnie, czując na sobie jej rozbawione spojrzenie.
— Interesujące — mruknęła Hellen, wracając do piłowania kolejnego paznokcia. — Znikasz z wesela i zostawiasz Petera samego, a potem okazuje się, że przespałaś się z jakimś nieznajomym. Musisz przyznać, że to naprawdę interesujące, Jo.
Zagryzłam wargę, próbując się nie roześmiać z nerwów.
Nie wiem, dlaczego czułam się w taki sposób przy Hellen. Oczywiście miałam moralnego kaca i to on był przyczyną mojego psychicznego dyskomfortu, ale jeszcze nigdy nie krępowałam się powiedzieć o czymkolwiek mojej jedynej przyjaciółce. Poznałyśmy się jeszcze jako nastolatki. Mieszkałyśmy przez jakiś czas w jednym bloku i chodziłyśmy do tego samego liceum, potem nasze drogi się rozeszły – przeprowadzaliśmy się ciągle z rodzicami, a Hellen zmieniła szkołę, ale utrzymywałyśmy ze sobą kontakt przez cały czas. Hellen była właśnie tą osobą, do której szłam, kiedy czułam się źle i na odwrót. Miałyśmy swoje czwartkowe wieczory pijackie i niedzielne obiady. Byłyśmy przyjaciółkami od bardzo dawna i naprawdę nie miałyśmy przed sobą żadnych tajemnic. A teraz czułam przed nią wstyd.
— Kontynuuj — ponagliła mnie, kiedy ja wciąż milczałam.
Nie wytrzymałam. Zaśmiałam się nerwowo, na co spojrzała na mnie lekko zaniepokojona. Wiedziała już, że coś jest na rzeczy…
To naprawdę nie moja wina, po prostu już tak mam, że śmieję się wtedy, kiedy nie wiem, jak zareagować w danej sytuacji. Oczywiście, nie jest to nic uciążliwego, powiesz, jasne, dopóki na przykład nie zaczynasz śmiać się podczas jakiegoś uroczystego apelu w szkole, na lekcji edukacji seksualnej, swojej pierwszej rozmowie o pracę lub na pogrzebie własnego ojca. Mój mózg po prostu blokuje się w jednej chwili, a ja nie mogę zrobić niczego innego poza głupkowatym śmiechem.  
Nie zdarzało się to często, jednak zwiastowało zawsze katastrofę. Tak też było i tym razem, bo gdy tylko przestałam się śmiać, poczułam, jak moje oczy wilgotnieją, a potem łzy już same leciały ciurkiem po moich policzkach.
— Skarbie — powiedziała Hellen pocieszającym tonem i przytuliła mnie do siebie. — Po prostu opowiedz mi o wszystkim, dobrze? Przecież wiesz, że nie jestem tutaj, żeby cię oceniać.
Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę, dlatego też, kiedy przestałam beczeć na tyle, żeby móc cokolwiek powiedzieć, opowiedziałam Hellen wszystko ze szczegółami, łącznie ze wspomnieniem o najwspanialszym seksie w moim życiu i podejrzeniach o niecne plany Sylvii zniszczenia mi życia. No, to ostatnie może nie do końca się zgadzało, ale kogo to obchodzi. Byłam wtedy zbyt emocjonalna.
— Dobrze, po kolei — odezwała się w końcu Hellen, kiedy skończyłam swoją opowieść. Wyglądała, jakby się nad czymś mocno zastanawiała. — Po pierwsze, musisz koniecznie nauczyć się na pamięć mojego numeru telefonu! — powiedziała, czym mnie tylko rozbawiła. — To nie jest śmieszne — dodała, udając, że jest urażona. — Naprawdę czuję się zawiedziona, że przez tyle lat nie zapamiętałaś tych kilku cyferek, ale wybaczę ci to ze względu na okoliczności… Nie myślałaś trzeźwo.
— Dzięki, o, wspaniałomyślna!
— Po drugie — kontynuowała niezrażona moim ironicznym komentarzem — Peter jest cholernym dziadem, rzucam na niego pogardę, na Sylvię zresztą też. Chociaż nie znam jej na tyle, żeby stwierdzić, czy jest świnią, która byłaby zdolna zrobić coś takiego.
Wzruszyłam ramionami.
— Nie chciałabym tak o niej myśleć ze względu na Grega.
— Okej, więc po prostu zostawmy Sylvię, skupmy się na nienawiści do Petera. Odprawmy jakieś woodoo czy coś. — Hellen zaśmiała się, puszczając mi oczko. Od razu czułam się lepiej. — Szczerze mówiąc, zawiodłam się na nim.
— Co masz na myśli? — Zaskoczyła mnie tym nagłym wyznaniem. Przedstawiłam ich sobie zaledwie dwa tygodnie temu, więc nie sądziłam, że Hellen wyrobiła sobie o nim jakąś opinię poza powierzchownym stwierdzeniem, że ma potencjał.
— Wydawał się ogarniętym facetem, ale najwyraźniej to prawda, co mówią o agentach nieruchomości z City. Są w większości dupkami.
Pokiwałam głową.
— No dobra, więc przechodzimy do trzeciej sprawy. — Hellen uśmiechnęła się i poruszyła sugestywnie brwiami. — Od razu zaznaczę, że nie uważam, żebyś zrobiła coś złego. Szczerze mówiąc, miałam cichą nadzieję, że w końcu kiedyś dasz się ponieść emocjom i przeżyjesz jakiś gorący romans, bo należało ci się po tych… ekhm, ostatnich nieudacznikach.
— Hellen! — zgromiłam ją spojrzeniem.
— No co? Nie moja wina, że masz zazwyczaj fatalny gust — odparła w obronie, jednak posłała mi przepraszający uśmiech. — Myślę też, że dobrze się stało, gdy nie zostawiłaś mu swojego numeru telefonu.
— Dlaczego? Zaczynam właśnie tego żałować… — Podniosłam wzrok na przyjaciółkę. Siedziałyśmy nadal przy stoliku w kuchni, a Hellen prawie kończyła malować paznokcie. Czułam się już na tyle pocieszona, że nawet z chęcią do niej dołączyłam. Teraz jednak musiałam oderwać się od tej przyjemnej czynności.
— Daj spokój. — Hellen spojrzała mi prosto w oczy. — Było świetnie, tak? I niech tak zostanie! Pomyśl sobie, że mogłoby się okazać, że jest kolejnym dupkiem, a tak przynajmniej nie zawiedziesz się na nim.
Była w tym jakaś logika, jednak nie czułam się do końca przekonana. Moje odczucia ciągle były świeże, mogłam je spychać w niepamięć i celebrować tylko to, co dobrze mi się kojarzyło, jednak nie mogłam zmienić tego, jak się czułam w głębi ducha.
— Musisz mi coś jednak obiecać, Jo.
— Co takiego?
— Nigdy więcej nie wsiadaj z nikim nieznajomym do samochodu, bo to może nie skończyć się tak dobrze jak teraz.
Hellen pogroziła mi palcem z pomalowanym na krwiście czerwony kolor paznokciem.
— Mówię serio. Romanse zdarzają się raz na milion razy albo w książkach, o czym sama doskonale wiesz — mruknęła, wskazując ręką od niechcenia na moją wciąż rosnącą kolekcję książek.
Przewróciłam oczami.
— Dobrze, mamo Hellen.
Moja blond przyjaciółka skrzywiła się nieznacznie. Nie cierpiała, gdy ją tak nazywałam. Szybko jednak rozpromieniła się.
— A propos twojej mamy, masz zamiar poinformować ją, że Peter jest skończonym dziadem?
Jęknęłam. No tak, kompletnie zapomniałam o tym, że miałam zaprosić Petera na sobotni obiad u mojej matki. Kiedy tylko mama dowiedziała się, że spotykam się z kimś nowym, koniecznie chciała go poznać. Oczywiście, że nie zamierzałam wrzucać go na głęboką wodę, przynajmniej tak myślałam do wczoraj, ponieważ spotykaliśmy się od niedawna, ale to wesele miało być trochę testem…
Teraz chciałam tylko o nim zapomnieć, a on ciągle wracał niczym bumerang.
— Może zrobię to później. Najpewniej w sobotę rano. A teraz dajmy temu spokój i zajmijmy się czymś trywialnym — powiedziałam, odkręcając turkusowy lakier do paznokci. Tak, zdecydowanie miałam ochotę na nieco koloru.
***
Po południu zjadłyśmy z Hellen obiad, a później wróciła do siebie, by zająć się „zaległą” pracą. Hellen tak naprawdę była pracoholiczką, która nie potrafiła wytrzymać długo, nie robiąc nic, co nie było związane z wydawnictwem, jednak nie dziwiłam się zbytnio. Firma była jej małym dzieckiem, które odziedziczyła po dziadku i dzięki niezwykłemu talentowi do biznesu, wspinała się teraz po kolejnych szczeblach, znajdując inwestorów na całym świecie. Trochę zazdrościłam jej, że posiada pasję, która tak ją pochłania.
Nie spodziewałam się już dziś nikogo, dlatego zdziwił mnie nagły dzwonek do drzwi. Od jakiegoś czasu budynek miał nieczynny domofon, co trochę mnie irytowało, ponieważ główne drzwi były otwarte i każdy mógł wejść do środka. Ostatnio pojawiało się z tego względu bardzo wielu domokrążców i świadków Jehowy, jednak nie sądziłam, by zaczęli nachodzić ludzi w niedzielne wieczory. Chociaż, z tymi ostatnimi nigdy nic nie wiadomo…
Odpisałam w międzyczasie Gregowi, że wszystko ze mną w porządku, żeby się nie martwił, ale nie dostałam żadnej wiadomości zwrotnej do tej pory. Nie dziwiłam się zbytnio, zapewne był zajęty, więc jego na pewno nie spodziewałam się ujrzeć za drzwiami.
Dzwonek zmienił się w donośne pukanie, co zaniepokoiło mnie lekko. Podniosłam się z kanapy, odkładając na półkę książkę, którą czytałam i podeszłam do drzwi, by najpierw zajrzeć przez wizjer. Ujrzawszy na korytarzu ostatnią osobę, którą spodziewałabym się ujrzeć w tej chwili, odskoczyłam od drzwi niczym oparzona.
— Jo? Jesteś tam?
Och, nie, pomyślałam zniechęcona, słysząc jego głos. Zdecydowanie nie miałam teraz na to siły.
Trochę jednak wbrew sobie uchyliłam w końcu drzwi i spojrzałam wyczekująco na niespodziewanego gościa.
— Mogę wejść do środka?
Peter nadal miał na sobie garnitur, który włożył na wesele, z tą różnicą, że grantowy krawat wystawał z kieszeni spodni, a biała koszula rozpięta była pod szyją. Miał potargane włosy i patrzył na mnie tym swoim przepraszającym wzrokiem.
— Chyba żartujesz! — krzyknęłam prawie od razu, krzyżując ręce na piersi. — Czego chcesz, Peter?
— Zostawiłaś to w moim samochodzie — odpowiedział, podając mi materiałową torbę z nadrukiem, w której miałam kilka swoich rzeczy, między innymi kosmetyki, ubrania i bieliznę na zmianę.
Sięgnęłam po nią i już miałam zamknąć drzwi, kiedy Peter uniemożliwił mi to, łapiąc mnie za rękę.
— Nie mogłem cię nigdzie znaleźć, nie odzywałaś się, więc musiałem sprawdzić, czy nic ci się nie stało!
— Daruj sobie, Peter. I puść mnie — warknęłam, próbując wyszarpnąć rękę. Nie trzymał mnie mocno, ani też nie bałam się go, jednak wolałam, aby po prostu mnie nie dotykał. Wszystko z nim związane kojarzyło mi się zwyczajnie źle.
— Jo, po prostu mnie wysłuchaj, to nie tak jak myślisz…
— Nie tak? Czyli co się według ciebie wtedy stało?
To było w sumie ciekawe. Jak mógł wyglądać przebieg zdarzeń według Petera? „To nie moja wina, to ona mnie uwiodła”, „Wepchnęła mi język w usta, a ja się broniłem, ściągając jej bieliznę”, „Zasłabła, więc próbowałem ją ocucić i tylko to przyszło mi do głowy”? Zaśmiałam się. Tak, to brzmiało bardzo prawdopodobnie.
— Wiem, że to wyglądało jednoznacznie, ale wierz mi, to nie tak. To wszystko stało się przypadkiem! Nathalie się na mnie rzuciła, nie odwrotnie — zapierał się Peter, próbując mnie przekonać miną skrzywdzonego szczeniaczka.
— Ach, tak? — Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. — I tak zupełnie przypadkiem Nathalie sama sobie podciągnęła spódniczkę i obmacywała po tyłku?
— Tak… To znaczy nie… Jo, błagam. — Peter przejechał ręką po twarzy. Chyba zaczynało brakować mu argumentów. Może myślał, że pójdzie mu ze mną o wiele łatwiej? — Próbowałem się od niej uwolnić, ale byłem w szoku. Nic między nami nie zaszło, wierz mi. Od razu za tobą pobiegłem, ale ty po prostu uciekłaś!
A nie mówiłam?
— Nie chcę tego słuchać, Peter, tym bardziej nie chcę cię więcej widzieć. To koniec. — Wyglądał, jakby jeszcze chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował w ostatniej chwili. — Dzięki za moje rzeczy.
— Jo, proszę, błagam… Nie skreślaj nas przed ten jeden nieistotny incydent.
Prychnęłam.
— Żegnaj — odparłam i zamknęłam mu drzwi przed nosem. Oparłam się plecami o drzwi, przyciskając do siebie torbę. W tamtej chwili uwielbiałam siebie za to, co powiedziałam.

„Żegnaj” brzmiało tak ostatecznie.

____________________
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku! Chciałam tylko dać wam znać, że zrobiłam małą playlistę z utworami, których słucham podczas pisania (i moim zdaniem pasują do treści), więc zapraszam TUTAJ
Dzięki za komentarze! I do zobaczenia w przyszły weekend.

4 komentarze:

  1. Zacznę od tego, że ten nagłówek jest świetny! Zainspirowałaś mnie, bo od dłuższego czasu chcę coś wymyślić na nowego bloga, ale miotam się i co chwilę zmieniam wizję. Teraz wiem, co powinnam zrobić :D

    Dobra. Przechodząc do rozdziału. Jak zwykle mi się podobał. Szczególnie urzekła mnie Hellen, którą czuję, że polubię. Oby było jej więcej w przyszłości!

    Peter to skończony drań. I to jego tłumaczenie... Jo zareagowała idealnie. Już się bałam, że mu ulegnie! Dobrze, że tak się nie stało.

    Jej reakcja na przypadkowy seks też została dobrze opisana. Ten kac moralny... zupełnie się nie dziwię. Szczególnie, jeśli takie zachowanie nie jest dla niej typowe.

    Mam taką drobną uwagę techniczną: sporo pojawiło się powtórzeń. Wiem jak trudno z nimi walczyć, bo są słowa, które nie mają synonimów albo mają ich niewiele. Czasami wystarczy trochę zmienić zdanie, np: Nie pomagała też ani trochę zapchana skrzynka odbiorcza i kilka wiadomości głosowych na poczcie. Nie miałam najmniejszej ochoty ich przeglądać (...) :)
    Sama niestety często borykam się z licznymi powtórzeniami i poprawiam rozdziały z otwartym słownikiem synonimów, a mimo to czytając po jakimś czasie, dostrzegam kolejne :D
    To taka uwaga na przyszłość :)

    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Mnie zainspirowały posty z tumblera w takim stylu, chyba nazywały się "oc aesthetics" czy jakoś tak. W każdym razie chodziło w nich o zbiór kilku małych obrazków mających przybliżyć nieco estetykę związaną z danymi bohaterami/książkami/filmami itp.

      Hellen pojawi się jeszcze wiele razy i bardzo się cieszę, że ją polubiłaś. Trochę będzie tutaj dla Jo taką dobrą wróżką, no ale od czego są przyjaciele :D

      Mogę zdradzić, że z tym Peterem nie do końca jest tak czarno-biało, jakby się mogło wydawać. Ale wszystko okaże się w kolejnych rozdziałach.

      "Kac moralny" to moje ulubione określenie. Owszem, Jo nie należy do kobiet, którym odpowiadają relacje jednorazowe, aczkolwiek przyszło jej to raczej z wiekiem.

      Fragment z wiadomościami redagowałam kilka razy i już widzę, że nie wszystko wyszło tak, jak powinno :D powtórzenia to zmora, wiem, ale tak jak napisałaś, czasem dopiero czytając po raz któryś z kolei dostrzega się kolejne błędy. Na pewno jeszcze trochę to pozmieniam :D

      Usuń
  2. Też uwielbiam Jo za to, że się nie złamała! Wiem, wiem, nie powinno zaczynać się od końca, ale już to zrobiłam, prawda? ;) Skoro facet ją zdradził, czy też prawie zdradził, to nie jest wiele wart (przynajmniej według mojej opinii), bo skoro nie potrafi trzymać penisa w spodniach, to jak ma zamiar utrzymać związek?
    A teraz może od początku. No nie wierzę, że tak po prostu uciekła od Walta. Chociaż z drugiej strony Hellen ma rację. Fajnie było, Jo zostanie przyjemne wspomnienie i nie zdąży się nim rozczarować. Ale z drugiej strony, to przecież nasza druga połówka tej historii (!), więc wierzę (i skrycie marzę), że on wróci. Tym bardziej, że chcę o nim wiedzieć zdecydowanie więcej. Ba! Dużo więcej.
    I wracając jeszcze do Petera. Plus dla niego za to, że się martwił o Jo po tym jak zniknęła (o ile to było szczere).
    Tutaj to chyba na tyle z mojej strony. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że taki osobnik nie jest wiele wart, tępić dziadów, ale że życie nie jest czarno-białe, jeszcze się wiele dowiemy o Peterze i jego motywach.

      Ano, uciekła. Taka to już jest Josephine, najpierw robi, potem myśli. :D Słusznie myślisz, inaczej historia sensu by nie miała, gdyby mieli się już nigdy nie spotkać.

      Usuń

obserwują