niedziela, 14 maja 2017

10. Pękająca bańka mydlana

 Mam wrażenie, że mnie znienawidzicie za to, co zrobiłam, ale wierzcie, że to jeszcze nie wszystko :D wynagrodzę wam to małą niespodzianką-dodatkiem w części 13. 
Dodatkowo w zakładce Sweethearts znajdziecie taki mały challenge, który ostatnio zrobiłam w ramach rozwoju postaci. Może kogoś też to zainspiruje, polecam, fajna zabawa. 
Enjoy!


Wyobraź sobie idealne spotkanie.
Nie, nie chodzi mi o perfekcyjny wieczór, podczas którego facet zabiera cię do drogiego miejsca, obsypuje cię komplementami na lewo i prawo i generalnie traktuje cię jak księżniczkę, by na koniec wieczoru paść na kolana i oświadczyć, że za tobą szaleje. Chociaż, jeśli to dla ciebie ideał, to cóż, twoja sprawa.
Wyobraź sobie jednak, że to coś więcej. Poznajesz faceta, który ma to coś. Ten szczególny urok, sprawiający, że od czasu do czasu twoje serce niebezpiecznie przyspiesza. Przeżywasz coś, czego do tej pory nie dane ci było doświadczyć i kiedy myślisz, że tracisz to bezpowrotnie, los się do ciebie ponownie uśmiecha.
Nigdy jakoś szczególnie nie wierzyłam w przeznaczenie, ale w chwili, kiedy ponownie spotkałam Walta tamtego sobotniego popołudnia pomiędzy półkami z alkoholem w supermarkecie, nie mogłam nie wmówić sobie, że jest w tym coś więcej niż zwykły przypadek.
W każdym razie wyobraź sobie dalszy ciąg tej historii. Jest wręcz przewidywalny do bólu, prawda?
Spotykacie się w świetnej, eleganckiej restauracji. Kiedy odsuwa ci krzesło przy stoliku, wygląda genialnie w casualowej marynarce narzuconej na jasnoniebieską koszulę. Czujesz, że założenie obcisłej sukienki w kolorze butelkowej zieleni, która podkreśla twoje kształty, było strzałem w dziesiątkę. Rzuca ci przeciągłe spojrzenie z błyskiem w oku, zwiastujące coś więcej, mimo że tak naprawdę wiesz, że wszystko zależy od ciebie. Widzisz w jego spojrzeniu odzwierciedlenie wszystkiego, co kojarzy ci się nie tylko z intrygującą przygodą, ale zapowiedzią czegoś, co możesz naprawdę poczuć. Gdyby tego było za mało, dodaj jeszcze tajemniczą otoczkę i charakter, którego do końca nie możesz rozgryźć. Wiesz jednak, że po prostu musisz to zrobić.
Mieszanka idealna, przynajmniej dla mnie.
Na rozgrzewkę zamawia dla was wino w taki sposób, w jaki robią to dżentelmeni w klasycznych, czarno-białych filmach. Porozumiewa się z kelnerem – akurat obsługuje was niski, krępej budowy Włoch o imieniu Marco – w języku, którego kompletnie nie znasz, jednak ani trochę ci to nie przeszkadza, bo uważasz, że to cholernie atrakcyjne. Kiedy kelner zjawia się ponownie ze schłodzoną butelką wykwintnego trunku, nie zastanawiasz się nawet przez moment, czy szminka w intensywnym kolorze, którą wybrałaś na ten wieczór, wytrzyma próbę jedzenia i picia. To po prostu nie ma żadnego znaczenia, ponieważ zatracasz się nagle w porywającej rozmowie.
Myślisz sobie: „Rany, to jest właśnie to. Mogę z nim rozmawiać nawet o pogodzie i ani przez chwilę nie będę się nudzić".
Siedzisz więc naprzeciwko, wpatrujesz się w jego oczy, które błyszczą i myślisz, jakie masz szczęście, że to spojrzenie jest przeznaczone tylko i wyłącznie dla ciebie.
A teraz wyobraź sobie, że nic z tego nie miało miejsca. Tak, wszystko to sobie zmyśliłam, ponieważ rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej. Nie wymieniliśmy porywających zdań, w gruncie rzeczy prawie w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy. Na domiar złego padał deszcz i zanim weszłam do środka, trochę zmokłam i moja nieziemska sukienka wcale nie wyglądała już tak nieziemsko.
Chociaż nie miało to żadnego znaczenia, bo Walt prawie w ogóle nie zwrócił na mnie uwagi, kiedy miła pani przy wejściu zaprowadziła mnie do części barowej, w której miał na mnie czekać.
Nie, nie żartuję.
Stałam przed lustrem dobre dwie godziny, wybierając strój i odpowiedni makijaż oraz fryzurę, a on ledwie na mnie spojrzał. Wyobrażasz to sobie?
Wiesz, nie byłoby w tym nic strasznego, w końcu ile razy nasze wyobrażenia pokrywają się z tym, co dostajemy naprawdę? No właśnie. Rzecz w tym, że ten wieczór nie był ani trochę przyjemny. Może to była moja wina? Niepotrzebnie idealizowałam naszą relację, doszukując się w niej czegoś więcej. Wyobraźnia podpowiadała mi scenariusze, w których byliśmy sobie przeznaczeni. Z drugiej strony od dwóch dni moje życie przestało się komplikować i wjeżdżało na odpowiednie tory, dlaczego więc nie miałam dopowiadać sobie czegoś więcej...
Wszystko przez tę jedną noc, która teraz, w sztucznym oświetleniu restauracji Endeavour, wydawała się czymś nierealnym i niepasującym do rzeczywistości. Wydawała się wręcz czymś, co w żadnym wypadku nie miało prawa się zdarzyć.
Co ja w ogóle tutaj robiłam?
W tle leciała lekka, przyjemna muzyka. Gdybym miała zgadywać, powiedziałabym, że to coś z pogranicza latino soul i jazzu. W każdym razie oprócz jedzenia, muzyki i naprawdę miłej obsługi (rzeczywiście kelner miał na imię Marco i jakby widząc moje zakłopotanie i zniecierpliwienie, rzucał mi współczujące spojrzenia) niczego więcej nie mogłam wrzucić na listę plusów tego wieczora. Doszło wręcz do tego, że marzyłam tylko o tym, żeby wrócić do domu, przebrać się w wygodne ubrania, włączyć którąś z płyt jazzowych i odprężyć na kanapie. W którymś momencie po prostu nie wytrzymałam i wyszłam do toalety. Kiedy ukrywałam się w kabinie, zastanawiałam się, czy nie lepiej po prostu wyjść i w końcu dopisać tę randkę do kolejnych porażek.
Zastanawia cię pewnie, co było nie tak?
Otóż moja potencjalnie wspaniała randka z Waltem okazała się dwuosobowym spotkaniem biznesowym, z tym, że żadną z tych dwóch osób nie byłam ja. Myślisz, że żartuję, bo jaki facet zachowałby się w taki sposób, prawda? Najwyraźniej Pan Wspaniały nie był  tak wspaniały, jak mi się wydawało.
Jo, przecież ty go w ogóle nie znasz!
Już kiedy prowadzono mnie do części barowej restauracji, zorientowałam się, że coś jest nie tak, ponieważ oprócz Walta, przy barze siedział również nieznany mi mężczyzna w granatowym garniturze. Rozmawiali o czymś z niezwykłym zaangażowaniem, raz po raz przyglądając się jakimś dokumentom. Po niezwykle oszczędnym przywitaniu Walt oznajmił mi, że to tylko sprawy związane z firmą.
Wyglądał, jakby dopiero wyszedł z biura. Tak jak blondwłosy mężczyzna siedzący obok niego, również Walt miał na sobie garnitur, dla odmiany w szarym kolorze. Nie mogłam nie przyznać, że oficjalny strój zdecydowanie mu pasował. Mógłby wręcz grać w filmach o agencie 007...
— Zajmie mi to nie więcej niż pięć minut, obiecuję — zapewnił, uśmiechając się lekko. Wydał mi się nieco zdenerwowany i zaskoczony moim widokiem. Przez głowę przemknęła mi myśl, że może zapomniał, ale przecież to nie było możliwe. — Proszę, usiądź przy stoliku. — Kiwnął głową na kobietę, która przed chwilą mnie tutaj przyprowadziła, co zapewne miało oznaczać ni mniej, ni więcej, by zaprowadziła mnie do stolika. — Za chwilę do ciebie dołączę.
W głowie zapaliła mi się czerwona lampka, jednak bez słowa sprzeciwu udałam się do stolika i po prostu tam czekałam. Cierpliwie, przez jakieś dziesięć, może dwadzieścia minut, aż w końcu Marco przyniósł moje zamówienie – białe wino wybrane na chybił trafił z karty. Starałam się pić powoli i nie krzywić się, bo smakowało obrzydliwie, nadal naiwnie wierząc, że Walt dołączy w końcu do mnie, ale po chwili po prostu straciłam cierpliwość.
Wracając z toalety, na krótki moment stanęłam przy wejściu do części barowej i odszukałam wzrokiem Walta. Nie, nasze spojrzenia nie spotkały się w tamtym momencie, a nawet jeśli by do tego doszło, nie wiem, czy miałoby to jakiekolwiek znaczenie.
Czy to dlatego zaprosił mnie do tej restauracji? Ponieważ wiedział, że ma coś do załatwienia i chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? Nie, to wydawało się zbyt prostackie. Walt po prostu taki nie był!
Jo, powtarzam ci po raz kolejny – nie znasz go.
Miałam ochotę podejść do niego i zapytać, ile jeszcze zajmie mu to najwyraźniej ważne spotkanie i czy zamierza poświęcić mi nieco więcej czasu niż kilka sekund, ale doszłam do wniosku, że to daremne. Tak naprawdę w ogóle nie chciałam już z nim rozmawiać.
Westchnęłam ciężko i odwróciłam się na pięcie, ruszając do wyjścia. Zatrzymałam się jednak przed drzwiami, ponieważ nadal padało.
Nic z tego nie miało sensu, prawda? Przecież to nie tak miało być. Nawet nie chodziło o idealizowanie wszystkiego i niezdrowe wyobrażenia, że może za chwilę ten właściwy Walt zmaterializuje się przede mną, a to, co wydarzyło się do tej pory, okaże się tylko głupim złudzeniem. Chodziło o to, że poczułam, że sama się oszukiwałam i popełniłam spory błąd, w ogóle wykonując ten cholerny telefon.
Stałam pod drzwiami, mając ochotę walnąć się patelnią w głowę i pewnie, gdybym jakąś miała teraz pod ręką, zrobiłabym to bez wahania, gdy nagle usłyszałam za sobą szelest.
Każda moja komórka ciała protestowała przed tym, by się odwrócić, jednak ciekawość przeważyła.
— Przepraszam.
Nic więcej. Żadnych wyjaśnień czy zapewnień oraz próśb, żebym wróciła do środka. Po prostu „przepraszam". Miałam ochotę krzyczeć.
— Walt — jęknęłam zniecierpliwiona. Spojrzał na mnie niepewnie, jakby szukając w moich oczach potwierdzenia swoich przypuszczeń. Jeśli dotyczyły one zmarnowanej szansy, to w istocie tak właśnie było. — Wychodzę, więc... — Prawie dodałam „dzięki za miły wieczór", ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Po prostu nie dokończyłam zdania. W końcu za co miałam mu dziękować?
— Odwiozę cię — zaproponował, od razu ruszając w moją stronę. Zatrzymał się jednak w pół kroku i niepewnie odwrócił w stronę mężczyzny w garniturze, który nadal siedział przy barze i przyglądał się nam z zaciekawieniem.
Stanowczo pokręciłam głową, gdy zauważyłam, że chce coś jeszcze powiedzieć.
— Dzięki, ale wolę wrócić sama, taksówką.
— Rozumiem — powiedział i chociaż widziałam w jego oczach, że prawdopodobnie właśnie dotarło do niego, co zrobił, nic nie mogło zmienić mojej decyzji.
Przez chwilę pomiędzy nami panowała niezręczna cisza, po czym powiedziałam po prostu: „Pa" i wyszłam, mimo że wiązało się to ze zmoknięciem w oczekiwaniu na taksówkę. 
Wyszłam, a on za mną nie poszedł. I tak właśnie pękła bańka mydlana, w której przez ostatnie dwa tygodnie żyłam w przekonaniu, że ja i Walt jesteśmy sobie pisani. 


5 komentarzy:

  1. Rany! Mam mieszane uczucia :D

    Bo tak: rozdział mi się bardzo podobał. Ja uwielbiam to jak piszesz i to jak kreujesz Jo.
    I fajnie, że Walt nie okazuje się taki superturboidealny i wszyscy och ach na jego punkcie :D No bo taka nagle niespodzianka, że chyba jednak z niego straaaaaszny pracoholik jest. Ale cóż... Bohatera trzeba jakoś wprowadzić, zaprezentować, nawet jeśli nie jest taki milutki od samego początku. Bo ja nadal wierzę, że to jakoś się... ułoży :D

    Ale z drugiej strony: no już mógł odwołać, albo przełożyć! Takie olewanie jest gorsze niż przyznanie się do tego, że coś wypadło w ostatniej chwili. Mam nadzieję, że będzie się grubo tłumaczył z takiego zachowania i przeprosi! Solidnie!

    No nic, pozostaje mi tylko czekać na kolejne rozdziały!
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem twoje uczucia doskonale, ale u mnie nic nie jest proste i jasne :D nie ma łatwych wyborów i jednoznacznych wyjść. Lub jak to pewna czytelniczka mi kiedyś napisała, lubię się znęcać nad Jo.

      Owszem, Walt jest pracoholikiem. Porównując do Josephine, która do tej pory całymi dniami nic nie robiła, oprócz czytania książek, siłowni i stwarzania sobie nowych problemów, to OHOHOHO, Walt jest okropnym pracoholikiem. :P

      Nie mogę się doczekać, aż wrzucę tutaj ten rozdział, w którym chyba większość zastrzeżeń co do tej randki się wyjaśni. A przynajmniej mam nadzieję, że będzie miodzio. *ekscytacja level miliard* W każdym razie w kolejnych będzie trochę blablania i właśnie się zastanawiam, czy by nie wrzucać tutaj tekstu co tydzień, bo dobrze mi się pisze ostatnio. Hm, zobaczymy ;)

      Usuń
  2. Zaskoczyłaś mnie, ale o dziwo pozytywnie. W końcu nie wszystko musi być jak z bajki - idealne miejsce, idealne słowa i boski, bez skazy książę na białym koniu. Przedstawiłaś to realnie i naturalnie, co jest ogromnym plusem, więc nie mamy cię za co nienawidzić 😄
    Czekam na kolejny i mam nadzieję, że wszystko się w końcu ułoży! Oczywiście w swoim czasie 😏
    Pozdrawiam ciepło i życzę weny, Kasia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm... Nie wiem jakiego słowa powinnam użyć, żeby odzwierciedliło moje odczucia co do tego rozdziału. To może ogólnie i od początku. :) Wprowadzanie było ciekawe i całkiem sympatyczne. Można było się wczuć i rozmarzyć. Oczywiście do momentu, aż się z patelni nie dostało w głowę, żeby wrócić do nieco szarej rzeczywistości. Jak on mógł ją tak potraktować? Ehh... To może mu tak walnąć z tej patelni? :P I tak podziwiam Jo, że tyle czekała, bo siedząc przy stoliku około dwadzieścia minut i wcześniej przy barze (nie wiadomo ile), to pewnie coś około godziny jej zeszło, choć może przesadzam. No ale, ma kobieta anielską cierpliwość. Ja to pewnie wyszłabym po piętnastu minutach, bo tak się zwyczajnie nie robi. Mogła chociaż lepsze wino sobie wybrać. ;) Sądząc po krzywieniu się było jakieś wytrawne, czy coś. Nie wiem jak ludzie mogą takie pić...
    Końcówka rozdziału też doje do myślenia. Przynajmniej mi, bo lubię doszukiwać się czegoś... Czegokolwiek. ^^ Walt naprawdę jest zainteresowany Jo. Tak odebrałam jego postawę, gdy chciał ją odwieźć, ale z drugiej strony jakiś partner biznesowy czy coś i sam do końca nie wiedział co zrobić. Chociaż w sumie to zaproponował podwózkę Jo. I dobrze zrobiła, że odmówiła. Niech się teraz facet bije z myślami, że zawalił na całej linii.
    W tej całej sytuacji, mimo że podoba mi się postawa Jo, to jest mi jej mega szkoda, bo ona przecież liczyła na tę randkę. Ehh... Mam nadzieję, że jeszcze ją uszczęśliwisz. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawód? Niedosyt? :D Moje by takie było. Stwierdziłabym, że autor za bardzo wszystko komplikuje. No ale cóż, ja się po prostu nie mogę przed tymi komplikacjami powstrzymać. :D

      Owszem, Walterowi też czasem by się przydała taka pędząca w jego stronę patelnia.
      Ach, i może źle to opisałam, ale Jo nie czekała przy barze, od razu została zaprowadzona do stolika, kiedy Walt jej wytłumaczył, że będzie musiała chwilę poczekać. Sama też bym tyle w życiu nie wytrzymała, ba, już po 5 minutach bym tam do niego podeszła i powiedziała "wóz albo przewóz". No ale godzina czekania to nawet dla Jo byłoby za dużo.

      Fajnie, że doszukujesz się czegoś między wierszami. Dla mnie, czyli osoby odpowiadającej za pisanie tego tworu, jest to niesamowicie ekscytujące, kiedy czytelnik interpretuje na swój sposób tekst. Naprawdę super sprawa :D

      Usuń

obserwują